poniedziałek, 18 listopada 2013

Wyrodna kwiatowa mama




Jam na prawdę się starała. Podlewałam, trzymałam w cieple, nawet jakieś suplementy im aplikowałam. Ale one są bardzo wredne. One czyli róże.




Nie wiem skąd, jak i dlaczego, ale nigdy nie lubiłam róż. Najpopularniejsze i najnudniejsze. A do tego te niemożliwe kolce. Nie wiem, jaki diabeł mnie podkusił, aby zakupić 3 róże miniaturki. To znaczy wiem- oczami wyobraźni widziałam, jak pięknie i zalotnie zdobią mi okno. Głupia baba. Chciałam dla nich dobrze, ale one wolały spektakularnie zdechnąć w trójkę niż zostać ze mną. Zbiorowe samobójstwo. Może to prawda, że trudno ze mną dłużej wytrzymać bez załamania nerwowego. 

Nie mogłam pozostać z myślą, że nawet kwiatka nie umiem przy życiu utrzymać. Po przeprowadzonym śledztwie i pomocy ogrodnika okazało się, że razem z 3 kwiatkami dostałam w gratisie przędziorka chmielowca (Tetranychus urticae). Niżej portret sprawcy:

I ja biedna żyłam z takim okropieńcem na oknie. Teraz wiem, że można poznać jego obecność po delikatnej pajęczynce między liśćmi oraz po gubieniu liści. A ja myślałam, że tracą liście bo maja za sucho... 
Wszystkie liście uschły.WSZYSTKIE!


Na tym koniec przejmującej opowieści. Róże wyniosłam, aby mi widoku nie szpeciły (uschły wszystkie liście). Postanowiłam, że jeśli po 2 tygodniach stosowania pestycydów połączonych  z intensywną pielęgnacją nie odżyją- pożegnamy się na zawsze.

PS. Podobnie mają się sprawy ze storczykami- wszystkie mi zdychają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz