sobota, 16 listopada 2013

Czytadło- Andrea Busfield "Urodzony w cieniu talibów"



Andrea Busfield urodziła się w 1970 roku w Wielkiej Brytanii. Z zawodu jest dziennikarką; przez 15 lat pracowała dla The Sun i News of the World. Jako reporterka po raz pierwszy odwiedziła Afganistan w 2001 roku. W latach 2005-2008 była redaktorem naczelnym ukazującej się w Kabulu gazety finansowanej przez NATO. Plonem tego pobytu jest pierwsza, oparta na faktach książka Urodzony w cieniu Talibów (tytuł org. Burn under a million shadows) przełożona na 18 języków.


Andrea Busfield
źródło elmundo.es
Książkę kupiłam przez przypadek krążąc między półkami w Realu. Sokolim okiem wypatrzyłam promocję. Wygrzebałam ją ze sterty porozrzucanych innych czytadeł. Nie będę upiększać historii- przekonała mnie cena 15zł.
Odleżała parę miesięcy zanim sobie o niej przypomniałam.



Świat przedstawiony w książce poznajemy oczami jedenastoletniego Fouada. Ten afgański półsierota daje nam poznać Afganistan znacznie, znacznie bardziej, niż niejeden oficjalny informator. Fouad podczas rządów talibów (i przez nich) stracił ojca i brata, siostra została uprowadzona. Został z matką Mariją- źródłem nieskończonej matczynej miłości do niego. W spustoszonym Afganistanie panuje głód i nędza. Tej dwójce los zsyła Georgie, która daje im dach nad głową, a Marija zostaje jej gospodynią domową. Georgie to młoda Angielka pracująca dla organizacji pozarządowej. Razem z nią mieszkają przyjaciele James i May, równie pokręceni jak rondo w Wąchocku. Jest jeszcze boski Hadżi Chan, a na ostatnich stronach poznajemy Aiszę, którą jednak znaliśmy dużo wcześniej...
Gdzieś między wierszami oglądamy tętniący życiem islamski Afganistan z jego chorobami, dolegliwościami, radościami i problemami. Nieziemsko bogaty i skrajnie biedny. Różnorodny, piękny i przerażający. Rozczulający i bezlitosny. Piękne i dziwne dla nas tradycje. To wszystko ma jednak swój wspólny mianownik- miłość. Miłość do dziecka, mężczyzny, kraju czy pieniędzy. Bo akcję w książce napędza właśnie ona. Autorce udało się wspaniale uchwycić wieloodcieniowość (wymyśliłam przed chwilą to słowo, przepraszam) miłości. A z miłością często idzie w parze poświęcenie i  wyrzeczenie.
Jako doświadczona płaczka potwierdzam- momentami łzy ciekły mi po policzkach. 
Ostatnie zdanie książki pozwala mi- czytelnikowi zamknąć historię niemożliwej miłości. Daje nadzieję, że mimo największych przeciwności losu zawsze możemy być szczęśliwi. 

Muszę wspomnieć o odczuciach Fouada odnośnie świata zachodniego. Uważa on NAS za ludzi pozbawionych kręgosłupa moralnego, zateizowanych, rozwiązłych materialistów (wysnute głównie na podstawie zachowania Jamesa i May). Te podszyte humorem wypowiedzi dziecka niosą jednak jakieś prawdy, prawda?






Mam ogromny problem, gdy ktoś pyta, czy książka mi się podobała. Co wtedy odpowiadać? Niezrozumiałym dla mnie jest np. w przypadku książki o zbrodniach wojennych odpowiedzieć, że podobała. Zbrodnie mi się podobały? Styl autora? Obrazki? Dlatego ja wolę dzielić sobie czytadła na takie, które warto przeczytać i odwrotnie. Zdaje mi się być to sensowniejsze.

Książkę "Urodzony w cieniu talibów" zdecydowanie warto przeczytać.

Na koniec zostawiam link do charytatywnej organizacji pozarządowej pomagającej kabulskim dzieciom: aschiana.com

Technicznie: książka ma format A5, 368 stron, duża czcionka, wydawnictwo Albatros.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz