wtorek, 3 czerwca 2014

Czytadło- Jeannette Kalyta "Położna 3550 cudów narodzin"

Staram się codziennie wygospodarować trochę czasu na czytanie. Dziś myśli nieogarnięte odnośnie książki "Położna 3550 cudów narodzin".



Nie będę kopiowała biografii autorki, pewnie większość kojarzy ją z radiowej reklamy jakichś medykamentów (dokąd zmierzasz świecie...). Wspomniana Pani pomaga kolejnym maleństwom przyjść na świat. Zadanie proste, trudne i szlachetnie piękne jednocześnie. 



2 zdania prywaty. Nie jestem matką i nigdy nie byłam w ciąży. Kupiłam książkę trochę z przekory- byłam ciekawa, czy Pani Jeanette uda się coś we mnie zmienić. 

W telegraficznym skrócie książka opowiada o rozwoju położnictwa w Polsce, który jest ściśle związany z działalnością zawodową autorki. Począwszy od pramatki Ewy do kobiety, która rodziła dzisiaj-dla wszystkich końcem ciąży i początkiem nowego jest poród. Kalyta opowiada, jak próbowała przekuć negatywne przyzwyczajenia personelu medycznego w działania, które wpłyną pozytywnie nie tylko na rodzącą, ale na wszystkich w jej mikroświecie. W tym miejscu należą się jej ogromne brawa za zmianę społecznego postrzegania porodów. Chyba każdy słyszał o akcji "Rodzić po ludzku"? Kto nie słyszał ten trąba.




Niestety, autorka nie zdała mojego egzaminu na pisarza. Udała jej się sztuka niezwykła- opisała cuda narodzin w sposób, który odbiera im tą cudowność, wyjątkowość. Znam parę matek, które wspominając swoje porody mają mokre oczy. Nieporównywalnie bardziej poruszają mnie ich opowieści (nawet tych nudnych tradycyjnych porodów bez powikłań i skomplikowanych historii życiowych) niż 325 stron tej książki. Czegoś zabrakło w procesie pisania i to coś odebrało szansę na głębsze przeżycie opisanych przypadków. Szkoda, bo doświadczenie zawodowe autorki sugeruje, że można było opisać to lepiej. Ubolewam nad tym, że przez pryzmat książki postrzegam autorkę bardziej jako rzemieślnika niż osobę z powołaniem. A miało być tak pięknie...





Samą książkę czyta się przyjemnie, lekko. Napisana jest prostym, potocznym językiem. Na próżno szukać w niej terminologii medycznej. Ot, takie czytadło do poduszki.




Szukałam osób, które mogłyby być potencjalnymi adresatami tej książki, ale bardzo opornie to postępowało. Nie wiem komu mogłabym polecić to dzieło. Jest na rynku parę innych, dużo lepszych czytadeł w temacie. Może ja zawiesiłam jej za wysoko poprzeczkę? Możliwe, ale zostanę przy swoim zdaniu- książka jest słaba (mimo ogromnych zasług autorki dla położnictwa, których tu nie rozpatruję ani nie podważam).




Technicznie: 
- książka ma 325 stron
- ilustracji brak
 - czcionka standardowa
- wydawnictwo Otwarte (ja zakupiłam swoją na znak.com.pl)
- wydanie I z 2014r.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz